W tym odcinku odwiedzamy ogród, którego zaplanowanie nie było wcale łatwe, bo przestrzeń jest tu niezbyt duża. Mimo wszystko dzieje się tu sporo. Ogród państwa Iwony i Zbigniewa Stańczaków położony jest w zespole domków jednorodzinnych w warszawskiej dzielnicy Wawer. Już od bramy posesji uwagę przykuwa potężna pergola z prostych, grubych kantówek. Wspina się po niej glicynia, a poniżej, na kamiennym podjeździe ułożono japoński znak oznaczający Harmonię. To symbol całego ogrodu, który jak mówią właściciele ma dalekowschodni rys, ale polskie korzenie. Pan Zbigniew uznał, że taki pomysł będzie najlepszy pomysł na małą, miejską przestrzeń.

Ogród podzielono na kilka wnętrz, a ich zwiedzanie warto rozpocząć od „Obserwatorium traw”, które ogląda się przechodząc po pomostach zawieszonych nad żwirową nawierzchnią. Na jej zakończeniu znajduje się drewniane przepierzenie, za którym ukryty jest placyk z grillem. Gospodarz bardzo lubi trawy i podkreśla, że często są niedoceniane, piękniejsze niż wiele egzotycznych roślin. Zakątek ten najciekawiej wygląda późnym latem i jesienią. Na początku ścieżki posadzono klony palmowe, dalej rabatę z miskantów i grupy traw: śmiałka darniowego, rozplenicy japońskiej i kilku gatunków trzęślicy. Uwagę zwraca imperata cylindryczna 'Red Baron' o czerwonych zakończeniach liści.

Warto przyjrzeć się konstrukcji ścieżki biegnącej przez ten zakątek. Tarasy z grubych kantówek z drewna egzotycznego posadowiono na legarach zawieszonych kilka centymetrów nad nawierzchnią. Poszczególne trapy są przesunięte względem siebie i tworzą malownicze przejście. Towarzyszą im poduchy zielonej kostrzewy, a nad całością królują drzewa, np. brzoza pożyteczna odmiany 'Doorenbos’, która charakteryzuje się piękną, przebarwiającą się wraz z wiekiem korą. Najmłodsze gałązki mają kolor ciemnobrązowy, prawie pomarańczowy, starsze są śnieżnobiałe, a z czasem ich kora łuszczy się cienkimi płatami. Drzewo to jest łatwe w uprawie, rośnie nawet na słabych, piaszczystych glebach.

W na północnej ścianie budynku znajduje się niewielka oranżeria, a tuż przy niej – żwirowy wgłębnik. Pan Zbigniew uznał, że nie ma sensu walczyć z przyrodą – ponieważ dobrze czuł się tu mech, stworzył ciekawą mszarnię. Są też lubiące takie cieniste miejsca paprocie, np. podrzeń żebrowiec. Tu nie trzeba było nawet szykować podłoża – rośliny i tak czują się świetnie. Tajemnicą dobrej kondycji mszarni jest system nawadniania. Pan Zbigniew zainstalował kilka mikrozraszaczy, które kilka razy dziennie drobno rozpylają wodę, tworząc ożywczą mgiełkę. Dodatkowo cały obniżony teren służy do odprowadzania nadmiaru wody po obfitych opadach. Dlatego ten zakątek nosi miano „suchej rzeki”. Aby podkreślić jej charakter, właściciel na dnie ułożył regularną kompozycję z bazaltowych łupków.

W kolejnym rogu domu jest wzniesienie, gdzie zaczyna się strumień. Wpada on do dużego, prostokątnego zbiornika. Miejsce to zaakcentowane jest potężnymi głazami i żwirową nawierzchnią, w której poukrywane są niewielkie fontanny. Właściciel zdradził nam, że wiele pomysłów na elementy ogrodu powstało podczas wycieczek, dzięki obserwowaniu natury. Wraz z żoną starali się zapamiętać to, co najpiękniejsze, by później to odwzorować. Na początku były tylko marzenia i zdjęcia z podróży: piaszczyste brzegi mazowieckich rzek, ogromne głazy wąwozu Homole w Pieninach czy łąki wysokich traw w Bieszczadach.

O przeniesienie tych obrazów w ogrodową rzeczywistość poproszono projektantkę – Elizę Różowicz (
www.roza-ogrody.com.pl). Nadała ona całości charakter ogrodu japońskiego, co pozwoliło uzyskać spójność różnych, przeplatających się koncepcji. Zgodnie z japońską sztuką, po zachodniej stronie ogrodu posadowiła aleję, po północnej – strumień. Przed domem centralne miejsce zajął duży, prostokątny staw. Wody jest w nim zaledwie kilkanaście centymetrów, ale stanowi ona lustro, od którego odbijają się promienie słońca i rozedrgane refleksy doświetlają pomieszczenia domu. Staw wyłożony jest kamiennymi płytami, a na jego środku umieszczono wyspę ze strzyżoną kosodrzewiną. Wokół znajdują się drewniane tarasy.

Projektantka zadbała o równowagę dwóch pierwiastków – męskiego i żeńskiego, czyli proporcji wody, skał, roślin. Skał i dużych kamieni jest tu kilka rodzajów. Jest kompozycja zatytułowana „żółw na plaży”, są granitowe otoczaki, którym owalny kształt nadano w kamieniołomie, bo otoczaków nie wolno wybierać z nurtu górskiego strumienia. Są też trzy potężne głazy z granitu. Dzięki nim ogród nie jest płaski, tylko wielopoziomowy. Udało się je kupić niedrogo w kamieniołomie, trochę problemu było tylko z transportem. Ogromne głazy wkopano prawie na 1/3 ich wysokości. Sąsiaduje z nimi bardzo ciekawe założenie – to nawadniane rozbryzgami z drewnianego żurawia poletko zwane „bagienkiem”. Tu wypatrzyliśmy rzadko spotykane rosiczki. By dobrze rosły, wystarczy im torfowe, bagienne podłoże, słońce i ciepło. W bagienku znajdują się również kapturnice, które potrafią zwabić owady do długich, rurkowatych kielichów.

A jak powstało bagienko? Najpierw wykopano dołek i jego dno wyłożono drogową kostką. Nie wypełniano fug, dzięki czemu nadmiar wody może odpływać. Brzegi stanowią obrzeża betonowe. Tak przygotowany zbiornik wypełniono kwaśnym torfem, a na wierzch ułożono kropelkowy system nawadniania. Następnie wysypano warstwę piasku, który pozwala lepiej utrzymywać wilgoć w podłożu i wtapia się w otoczenie.
Aby zobaczyć kolejną ciekawostkę ogrodu, trzeba wspiąć się na dach budynku gospodarczego. Jest tu tylko ok. 15 cm ziemi, i posadzono w niej łan trawy ozdobnej – trzęślicy.

Ciekawostką jest fakt, że w tym ogrodzie ukryte jest sporo automatyki. Wszystko może być sterowane nawet z poziomu aplikacji na telefonie komórkowym. Można w ten sposób regulować siłę fontanny, światła w ogrodzie, otwieranie bramy i drzwi garażowych… Oświetlenie najlepiej docenić można wieczorem, gdy poszczególne zakątki tworzą barwne obrazy. Światłem z nisko umieszczonych lamp oświetlona jest pergola, klon palmowy, czy grupy ogromnych głazów. Ze żwiru tryskają podświetlone ledami fontanny. Lampy ukryte są też pod drewnianymi trapami, a światło odbija się od jasnego żwiru. Punktowe oświetlenie znajduje się również przy tarasie nad suchą rzeką. W czasie naszej wizyty, syn państwa Stańczaków, Aleksander, zademonstrował też nowy, eksperymentalny system sterowania za pomocą gestów. Specjalna czujka rozpoznaje osoby i ich układy rąk – co pozwala uruchamiać poszczególne urządzenia.
W ogrodzie jest jeszcze jeden zakątek – to wgłębnik ze żwirową nawierzchnią. Drobna frakcja kamieni pozwala tworzyć na nich rysunki, które gospodarz wykonuje bambusowa tyczką. Takie zajęcie wymaga dużo skupienia i działa odstresowująco. To też ulubione miejsce wypoczynku pani Iwony – żony właściciela.

Do pana Zbigniewa przyjechała ciężarówka z dawno oczekiwanymi, nowymi meblami do ogrodu z firmy Doram. Do tej pory większość krzeseł, stolików czy leżaków gospodarze kupowali oddzielnie i trochę przypadkowo. Właściciel wybrał nowoczesne meble z technorattanu, który imituje plecioną wiklinę czy naturalny rattan. Jednak jest od nich wielokrotnie bardziej wytrzymały. Meble z tego tworzywa bez problemu mogą być przez cały rok wystawione na zewnątrz. Jeżeli się zakurzą, można je umyć myjką ciśnieniową albo wężem ogrodowym.
Pan Zbigniew wybrał komplet śniadaniowy na taras przed domem, bo stąd blisko do kuchni. Z drugiej strony domu ustawiono dwa szerokie fotele i niewielki kawowy stolik. W tym cienistym zakątku można posłuchać szumu strumienia i skryć się przed upałem. Ale jeden mebel właściciel zamówił wyłącznie dla siebie – to duży leżak, który powędrował do zakątka z trawami. Tu znajduje się świetne miejsce do odpoczynku i medytacji pod okapem drzew.